Japonia – zachwycająca uprzejmość, kulinarne dzieła sztuki i tajfun Malakas

Japonia jest niesamowita, choć to słowo nie wyczerpuje w pełni, (a nawet w połowie!) ogromu przeżyć, uczuć i obserwacji, które podczas podróży po tym kraju stały się naszym udziałem. Jest tak niezwykła głównie ze względu na swoją kulturową odmienność, która jest przez nas, Europejczyków dostrzegana niemal wszędzie.
Celem naszej podróży była Japonia w dwóch wymiarach – ta, którą chcą zobaczyć turyści oraz udział w UTMF – Ultra Trail Mont Fuji.
UTMF to bieg dookoła świętej dla Japończyków góry Fuji, obejmujący 167 km biegu oraz 10 000 metrów przewyższeń. Bieg wchodzi do światowego cyklu ultramaratonów: Ultra Trail World Tour. Do tego cyklu zaliczają się biegi organizowane w najpiękniejszych miejscach na świecie.

Plan na naszą podróż był prosty: zwiedzanie, treningi, aklimatyzacja, dobre jedzenie, udział w biegu (Krystian jako uczestnik, ja jako support) i szczęśliwy powrót do domu. Udało się prawie wszystko oprócz biegu. Plany pokrzyżował nam Tajfun Malakas – ulewne deszcze doszczętnie zniszczyły trasę i jej oznakowanie. Organizatorzy walczyli do końca,   najpierw wydłużyli trasę biegu do 173 km, wyłączając najbardziej zniszczone przez tajfun części trasy a następnie (na godzinę przed startem) okazało się, że trasę skrócono do 47 km. Mój mąż był niepocieszony – wiele miesięcy treningów i przygotowań, zorganizowanie całego wyjazdu – a tymczasem bieg najprawdopodobniej trzeba będzie powtórzyć. Nie podzielałam Jego uczuć (mam nadzieję, że się o tym nie dowie) – Japonia tak mnie zachwyciła, że z przyjemnością przyjechałabym tu raz jeszcze.

Asakusa

Tokio

Porządek, bezpieczeństwo, grzeczność, wspaniałe, zdrowe jedzenie

Kiedy po kilku miesiącach od spotkania z Japonią myślę o tej podróży właśnie te słowa nasuwają mi się jako pierwsze. Wszędzie, gdzie byliśmy, było czysto, zarówno na ulicach, dworcach i w hotelach. Hotel o standardzie jednogwiazdkowym jest czystszy, bardziej schludny i elegancki niż te europejskie o standardzie trzech gwiazdek. W każdym  hotelu zawsze  na gości czekają kapcie, ręczniki, szczoteczki do zębów i kimona. Ponieważ deszcze zdarzają się często, przy hotelach i sklepach są specjalne stojaki na parasolki. A hotele mają dodatkowo komplet parasolek dla gości.

Na ulicach i chodnikach obowiązuje ruch lewostronny (tylko w niektórych miejscowościach na chodnikach obowiązuje ruch prawostronny). To nastręczało mi pewnych trudności, bo przyzwyczajona do ruchu prawostronnego, często szłam „pod prąd”. Chodniki i perony są o wiele szersze niż te w Europie (to zrozumiałe – Japonia liczy ponad 127 milionów mieszkańców). Być może właśnie dlatego będąc w Japonii w większości przypadków nie czułam że przebywam wśród dużej ilości ludzi (w tłoku, tłumie). Zdecydowanie tak się czułam będąc np. w Nowym Jorku. Z pewnością duże znaczenie miało też duże poczucie bezpieczeństwa i komfortu, które towarzyszyło mi podczas podróży po Japonii.

Tokio

Przy wsiadaniu do metra czy pociągu obowiązują zasady porządkowe – podróżni ustawiają się w kolejkach. Na peronie zaznaczone są miejsca w których zatrzyma się dany wagon/przedział i w tym miejscu (zgodnie z informacją na bilecie) należy ustawić się w kolejce. To niesamowite rozwiązanie, powoduje że nie ma tłoku, biegania i przepychania się na peronie. Pociągi są faktycznie bardzo punktualne i czyste, jazda shinkansenem jest niezwykłym przeżyciem i umożliwia bardzo szybkie i komfortowe przemieszczanie się po kraju. Konduktor wchodząc do wagonu kłania się pasażerom. Robi to również wychodząc z wagonu, choć nikt go nie widzi, bo pasażerowie siedzą tyłem do wyjścia z wagonu (ja widziałam, bo byłam ciekawa, co konduktor robi wychodząc z przedziału). Sprawdzałam wielokrotnie – zawsze konduktor kłaniał się na wejściu i wyjściu z wagonu.

Shirakawa-Go

To właśnie dzięki szybkim kolejom w Japonii mogliśmy zobaczyć Shirakawa-Go – tradycyjną japońską wioskę, która przetrwała w niemal niezmienionym stanie, głównie dzięki ukształtowaniu terenu. Leży bowiem w górskiej dolinie, dostępnej tylko dzięki jednej drodze wiodącej do tej wioski. Wioska ta zlokalizowana jest odległości prawie 400 km od Kioto. Aby się tam dostać należy pokonać dystans niemal 300 km pomiędzy Kioto a Kanazawa a stamtąd jeszcze 1,5 godziny (ponad 70 km) autobusem do celu. Jeszcze do niedawna jej zwiedzanie było o tyle utrudnione, że zabierało turystom minimum 2 – 3 dni za sprawą utrudnionego dojazdu właśnie. Dwa lata temu to niezwykłe miejsce stało się bardziej dostępne, ponieważ umożliwiono dojazd szybkimi liniami kolejowymi. Shirakawa-Go leży w najbardziej śnieżnym rejonie Japonii, gdzie średnia grubość pokrywy śnieżnej wynosi w styczniu i lutym około 2 do 3 metrów. Domy budowane były bez użycia gwoździ – konstrukcja jest wiązana linami, dzięki temu były bardziej elastyczne, co sprawdzało się (i nadal sprawdza) podczas silnych wiatrów. Mocno spadziste dachy kryte strzechą umożliwiały szybkie zsuwanie się dużych ilości padającego śniegu, który nie zalegał i nie obciążał stropów. Na naszą wizytę w Shirakawa-Go przypadła chyba kulminacja aktywności Tajfuna Malakas. Padało niemiłosiernie mocno – tak, jak jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Trudno uwierzyć ale przemokłam tak bardzo, że nawet majtki miałam mokre. Ale i tak było warto. Ta wioska ma niesamowity klimat, głównie za sprawą swojej historii, ponieważ ziemi było zbyt mało aby wyżywić wszystkich mieszkańców, musiano ograniczać ich liczbę. Dlatego tylko najstarszy syn mógł wraz z żoną i dziećmi pozostać w wiosce, jego siostry były wydawane za mąż do innych wsi a bracia mogli pozostać we wsi pod warunkiem, że żona i dzieci mieszkały poza wioską i mogli się jedynie odwiedzać. Kiedy myśli się o tych rodzinnych historiach spacerując po, teraz już wyludnionej prawie wsi, widzi się prawie identyczne domki a pomiędzy domostwami maleńkie pola ryżowe, które z jednej strony dodają uroku temu miejscu a z drugiej przypominają o problemach z wyżywieniem jej mieszkańców, nieuniknionych rozstaniach i trudnych wyborach.

Shirakawa Go

Shirakawa-Go

Uprzejmość

W Japonii czułam się bardzo komfortowo i bezpiecznie, głownie dlatego, że ludzie są bardzo chętni do pomocy i niezwykle uprzejmi. To mi bardzo pasuje i myślę, że pod tym względem cały świat mógłby być Japonią:) Sprzedawcy, pracownicy metra czy kolei, obsługa hotelowa, pracownicy barów i restauracji – wszyscy są uprzejmi i chętni do pomocy. Czy jest to szacunek do drugiego człowieka, czy do wykonywanej pracy – nie wiem, ale jest to po prostu fajne. Sprzedawca zawsze podaje najpierw resztę a następnie zakupione rzeczy. Zawsze robi to dwiema rękami (ważne jest aby zrobić tak samo – to oznaka szacunku). Pakowanie zakupionych rzeczy również jest sztuką. To niesamowite, że Japończycy zadają sobie tyle trudu aby zapakować pamiątkowy magnes!!! Kiedyś obsługa hotelu – Pani recepcjonistka pomyliła pokoje i zamiast dać nam pokój wcześniej zarezerwowany (z jednym podwójnym łóżkiem) dała nam pokój z łóżkiem piętrowym. Po wyjaśnieniu tego nieporozumienia była tak przejęta pomyłką, że chwyciła za nasze walizki i postanowiła, że sama przeniesie je do właściwego pokoju. Drobna, filigranowa kobietka chciała przenieść pokaźnych kształtów walizki (byliśmy spakowani na dwa tygodnie podróży plus ekwipunek biegacza – ultramaratończyka przywieziony na zawody).

Kwestie praktyczne

Dogadać się po angielsku – często stanowi pewien problem ale już po kilku dniach pobytu zauważyłam, że to co ważne, oznaczane jest w dwu językach – japońskim i angielskim. Jest od tej zasady jedno poważne odstępstwo, ponieważ w wielu barach i restauracjach nawet w Tokio i Kioto był problem z angielskim menu. Można zamawiać na chybił-trafił, gorzej jeśli nie jadasz mięsa i akurat „trafił” w gicz cielęcą. Ale i na to Japończycy mają radę: na wystawach wielu restauracji i barów zaprezentowane są plastikowe makiety dań. Można choćby pobieżnie zorientować się co jest w konkretnym daniu oraz poznać wielkości porcji. Trochę to śmiesznie wygląda, natomiast aspekt praktyczny – nie do przecenienia.

Japończycy wierzą w realny pieniądz, dlatego nie wszędzie można zapłacić kartą płatniczą a tam gdzie dokonuje się płatności plastikowym pieniądzem – jest traktowane w kategoriach wyjątku. Zazwyczaj płaciliśmy gotówką ale raz jeden, kiedy w hotelu postanowiliśmy zapłacić kartą – pani recepcjonistka poprosiła do pomocy drugą panią z zaplecza, następnie obie panie wyciągnęły instrukcję obsługi terminalu płatniczego i krok po kroku, przeprowadziły transakcję z użyciem karty. Były przy tym dość przejęte – domyślam się, że nie robiły tego zbyt często.

Wyjeżdżając poza miasto można zobaczyć niesamowitą przestrzeń. Rozległe tereny górskie pokryte ciemnozielonymi lasami a na nizinach soczysta zieleń pól ryżowych. Przy wiejskich domach nie ma ogródków z kwiatami – w tym miejscu również rośnie ryż. Pięknie zaaranżowaną przestrzeń można zobaczyć głównie przy świątyniach, są tam i skwerki, altany, kwiaty i duża wolna przestrzeń. Poza obszarem świątyń (które występują w znacznej ilości na terenie miast) w miastach obowiązuje ciasna zabudowa – nie marnuje się żaden kawałek ziemi, budynki są do siebie „poprzyklejane”, wielokrotnie miałam wrażenie, że budowanie miast odbywa się bez jakiegoś planu zagospodarowania przestrzennego – bez wyraźnej wizji architektonicznej. Obok siebie stoją budynki wyższe i niższe, czasami małe osiedle niskich domków a zaraz obok pojedynczy wysoki blok, potęgujący wrażenie przypadkowości w budownictwie.

 Zamek Białej Czapli

japońska świątynia

świątynia Buddy

Jedzenie

Posiłki w Japonii są jak dzieła sztuki. Nieważne, czy jest to zupa podawana w barze lub restauracji czy sushi kupowane w supermarkecie lub jedzone w restauracji. Dania są bardzo smaczne, pięknie podane, kolorowe i zdrowe. Smaki i tekstura posiłku jest zróżnicowana (w jednym daniu coś chrupie a inna rzecz rozpływa się w ustach) – to powoduje że posiłek jest prawdziwym przeżyciem i wydarzeniem smakowym.

Będąc w Japonii zdecydowanie warto spróbować: zupę miso (wykonana z pasty z fermentowanej soi oraz wodorostów), zupę ramen (bogaty, aromatyczny bulion z pszennym makaronem i rożnymi dodatkami), onigiri (ryżowe kanapki z różnymi dodatkami w środku: wodorostami, tuńczykiem, mięsem, krewetkami, marynowanymi wiśniami), sushi (nigdzie nie jadłam tak pysznych, rozpływających się w ustach, świeżych ryb) oraz dania ze świeżej – surowej ryby i makaronu wykonanego z surowej rzodkwi (ryba rozpływa się w ustach a makaron delikatnie chrupie).

Onigiri są dostępne zawsze świeże i o każdej porze dnia i nocy, ponieważ w Japonii doskonale rozwinięta jest sieć sklepów (Lawson, Seven Eleven) w których można zjeść i kupić podstawowe produkty (jedzenie, napoje, kosmetyki, kilka rodzajów herbaty zielonej, świeżą kawę i herbatę (zawsze zieloną) alkohol oraz uwaga: białe koszule, majtki i skarpety. To znak czasów w Japonii – oni chyba faktycznie dużo pracują. W tych sklepach można poprosić o podgrzanie dania w mikrofalówce, jest też miejsce aby zjeść gotowy posiłek.

Według mnie japońskie słodycze zdecydowanie lepiej wyglądają niż smakują, być może dlatego, że cukier nie jest moim ulubionym produktem. Niemniej jednak, kształty, kolory i precyzja wykonania wręcz mnie hipnotyzowały – są jak małe dzieła sztuki.

sushi

zupa miso

zupa miso

Herbata

Będąc w Japonii warto też wybrać się na ceremonię parzenia herbaty. Najpopularniejsza jest sencha i matcha. Zafascynowani tym jak powszechnie występująca i ważna w Japonii jest herbata, postanowiliśmy wybrać się do Uji – miejsca ważnego na herbacianej mapie Japonii. To właśnie z tego rejonu pochodziła herbata, którą pił cesarz. Dlatego w okolicach Uji jest bardzo dużo plantacji herbacianych a my postanowiliśmy to zobaczyć. Niestety tego dnia cały czas padał deszcz. Raz mocniej, raz słabiej, ale nieustająco padał i padał. Mapa, którą otrzymaliśmy w punkcie informacji turystycznej nie była zbyt precyzyjna – nie można było ustalić odległości pomiędzy różnymi punktami. Szukając właściwej drogi, która miała zaprowadzić nas na herbacianą plantację znaleźliśmy się w okolicach shintoistycznej świątyni. Tam postanowiliśmy szukać pomocy, aby ktoś wskazał nam właściwą drogę. Pani zamiatająca drogę, którą zapytaliśmy o radę nie mówiła po angielsku, ale nie przejmując się tym, zostawiła swoje rzeczy i zaprowadziła nas do świątyni, gdzie „przekazała nas” w ręce osoby angielskojęzycznej. W bardzo krótkim czasie okazało się , że już 3 osoby z klasztoru debatowały nad nasza sprawą, w grę wchodziły różne scenariusze, m.in. pewien mężczyzna miał nas zawieźć na plantację, której szukaliśmy.
Finał tej historii był taki, że mieszkanka klasztoru otrzymała zgodę od przełożonych i zaprowadziła nas do przyklasztornej plantacji herbaty (zdecydowanie mniejszej ale niezwykle urokliwej). Zostaliśmy również oprowadzeni po klasztorze, usłyszeliśmy historię tego miejsca oraz piliśmy przepyszną senchę z naszą przewodniczką – Cristiną.

herbata

ceremonia parzenia herbaty

Sklep z herbatą w Uji

Sporo herbaty przywieźliśmy ze sobą do Polski dzięki czemu, mimo że sporo czasu już minęło, Japonia jest wciąż blisko. I dobrze, bo to jedno z miejsc na świecie, które zrobiło na mnie największe wrażenie. Mam nadzieję, że będę miała okazję odwiedzić ją jeszcze kiedyś, a tymczasem pozostają mi zdjęcia, matcha, sencha, japońskie słodycze i sporo inspiracji kulinarnych, którymi mamy nadzieję wkrótce się z Wami podzielić.

europejka w japonii

xx
Anita

Anita