Nie wiem, jakie są Twoje sposoby na smutki, rozczarowania czy Weltschmerz, który dopada znienacka i mocno potrafi dać się we znaki.
Muzyka? Przytulanie? Kąpiel z bąbelkami? Ciepły kocyk i kot? Pizza? Spacer z psem?
Wszystkie są dobre, jeśli pomagają (z bąbelkami i pizzą trzeba uważać, to inna sprawa).
Moje sposoby pewnie nie różną się bardzo od Twoich, ale najskuteczniejszym jest zawsze -jakkolwiek patetycznie to zabrzmi- obcowanie z geniuszem ludzkim, z twórczością, która zapiera dech w piersiach, przywraca wiarę w człowieka, w jego wielkość i moc. Niekoniecznie muszą to być dzieła uznane za wybitne przez ogół, uhonorowane nagrodami, należące do kanonu. Może to być muzyka, dobry film czy książka – ważne, by sprawiały, że czuję ciepło, które rozgrzewa moje serce i sprawia, że znowu wszystko jest na właściwym miejscu.
Chcę Ci dziś pokazać 5 książek, które doskonale sprawdzają się w tej roli. To niekoniecznie wielkie dzieła, ale to książki, które nie tylko nie są „wypełniaczem” czasu, to książki, które mocno zapadną Ci w serce i zostaną z Tobą na zawsze.
Od czego zacząć? Wiem.
John Steinbeck – „Tortilla Flat”
Wracam do niej często, bo to moja ulubiona książka tego autora. Pozornie prosta i zwykła historyjka o kilku lekkoduchach, którzy spędzają czas głównie na piciu wina, marzeniach o kolejnym gąsiorku ulubionego trunku, uwodzeniu sąsiadek, drobnych kradzieżach jest opowieścią niezwykłą. Steinbeck, z charakterystyczną dla siebie wnikliwością i realistycznym oglądem opowiada tę historię w sposób tak pełen życzliwości i ciepła, że szybko zaniechamy jakichkolwiek ocen moralnych jej bohaterów, dając się uwieść tej opowieści.
To historia emanująca spokojem, przygody paisanos z Monterey wywołują uśmiech na twarzy, a ich życiowe radości emanują szczęściem, które niemalże promieniuje na czytającego. Konstrukcje myślowe bohaterów są wprost niezwykłe, ich sposób widzenia świata koncentruje się na dość jednostronnej interpretacji faktów, bo jedynie w pozytywną stronę – tak aby nie smucić się zbyt długo.
I kiedy już z Dannym i jego przyjaciółmi wypijemy kilka gąsiorków wina, zobaczymy, że mimo swojej prostoty, przedziwnych konstrukcji myślowych, specyficznego, być może niepojętego dla nas podejścia do doczesności, każdy z nich ma swoją godność, dumę, swoją przyzwoitość. A później, kiedy historia się skończy, zostaniemy sami na ganku, pod kastylską różą z myślami o tym czym właściwie jest prawdziwe szczęście i co jest jego miarą. I jak wiele odcieni ma ludzkie życie i jego wartość.
William Saroyan – „Tracy i jego tygrys”
Miłość od pierwszego wejrzenia. Nie tylko moja – bo też w sumie o miłości jest ta książka. Lekko surrealistyczny klimat i jej energia dodają jej czaru i sprawiają, że to nie jest kolejna książka o miłości. To niezwykła, ciepła, zapadająca w naszą duszę opowieść, pełna humoru i celnych obserwacji. Jej siła tkwi w prostocie formy, ale znajdziemy tu też liczne metafory, odwołania do symboli czy poezji Williama Blake’a.
To książka o tym, że codzienność kryje w sobie niezliczone sekrety i cuda, i o tym, że dobro, prawda, piękno przenikają każdą chwilę naszego życia i dzięki nim nawet w szarości i mroku możemy zobaczyć blask.
Przepiękne ilustracje czynią obcowanie z nią jeszcze bardziej urokliwym, warto też wiedzieć, że Saroyan jest laureatem Nagrody Pulitzera, która to nagroda, moim zdaniem, często jest wyznacznikiem większej wartości dzieła niż literacki Nobel.
Małgorzata Musierowicz – „Szósta klepka”
Jeżeli nie znasz książek Małgorzaty Musierowicz możesz uznać, że marnujesz sobie życie. Uważam, że skoro już jesteśmy na tej planecie, powinniśmy ile sił starczy czerpać z jej dóbr (z poszanowaniem planety, rzecz jasna), a twórczość pani Musierowicz bezwzględnie do tych dóbr zaliczyć należy. To mądre, pełne ciepła, dobra, boskiego humoru i pozytywnej energii historie. Jeśli masz wroga – daj mu do przeczytania „Szóstą klepkę” – jeśli nie umrze ze śmiechu (bo i tak się może zdarzyć, scen gdzie można się zapłakać ze śmiechu jest tu mnóstwo) to na pewno stanie się lepszym człowiekiem.
A wszystko zaczyna się mniej więcej tak:
„…Bobcio bawił sie właśnie w Nerona.
Ciekawą tę postać historyczną wprowadzono w podświadomość Bobcia zaledwie wczoraj. Sprawcą tego był dziadek, który wiódł przy kolacji męczący spór w wujem Żaczkiem. Bobcio siedział właśnie przed telewizorem i oglądał na dobranoc przygody Koziołka Matołka.
Dziadek, jak zwykle krewki, dał się unieść fali elokwencji i szeroko komentował nikczemne poczynania cesarza-matkobójcy, na temat którego właśnie niedawno przeprowadził wnikliwe studia. Bobcio siedział cicho i wlepiał w ekran swoje błękitne oczy, sprawiając wrażenie, że przygody durnego koziołka pochłonęły go całkowicie. Dziadek nie mógł przypuszczać, że jego opowieść zakiełkuje w duszy wnuka. Ale zakiełkowała.
Szczęśliwie żadna ze zbrodni starożytnego okrutnika nie przemówiła do wyobraźni dziecka tak silnie, jak widowiskowy casus podpalenia Rzymu…”*
„Szósta klepka” otwiera cykl „Jeżycjady” (który warto przeczytać cały) w sposób mistrzowski, biegłość i swoboda autorki w posługiwaniu się słowem, w konstruowaniu historii za każdym razem zachwyca mnie i sprawia, że mam ochotę zdjąć kapelutek i ukłonić się w pas.
Nie zmarnujcie sobie życia, przeczytajcie „Szóstą klepkę”, potem już pójdzie z górki. To doskonała książka na poprawę humoru, śmiem twierdzić, że na poprawę życia też.
Patrick Süskind – „Historia Pana Sommera”
Tak, ten Süskind, od „Pachnidła”. Nie do wiary, jak różne książki wyszły spod pióra jednego twórcy. O ile „Pachnidło” kojarzy mi się z mrokiem, „Historia Pana Sommera” jest jasnością, ciepłem lata, kwitnącymi kwiatami, szorstkością nagrzanej słońcem kory drzewa, powiewem wiatru, który towarzyszy nam podczas jazdy rowerem. Przepiękne ilustracje pana Jean’a-Jacques’a Sempé (tego od „Mikołajków”) nadają jej jeszcze czarowniejszy klimat.
Razem z jej bohaterem – chłopcem, który mógłby latać, gdyby tylko chciał – wspinamy się na drzewa, jeździmy rowerem nie sięgając pedałów, chodzimy na lekcje muzyki…
To opowieść o dzieciństwie, pełna ciepła i cudownego humoru (genialna scena podczas lekcji gry na pianinie – nie sposób jej zapomnieć), o dorastaniu w maleńkim miasteczku, gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. Albo prawie.
Ta opowieść jest jak miód spadziowy, słodka, gęsta, spokojna, ale ma też kroplę tajemnicy, mroku, która każe nam się zatrzymać. I zostaje z nami.
A kim jest tytułowy Pan Sommer? Sama zobacz.
Bodil Malmsten – „Moje pierwsze życie. Ukochany przez bogów nie umiera”
Granatowe wiosny w Norlandii, życie w rytmie natury, surowość klimatu, która w specyficzny sposób kształtuje charakter to tylko część tej opowieści. Malarskie widzenie świata i niewątpliwy talent literacki autorki sprawia, że jej autobiograficzna powieść to rzecz niezwykła. Portrety bliskich, namalowane przez Malmsten są zachwycające, tym bardziej, że materiał wyjściowy był doskonały – w jej rodzinie mnóstwo było wyjątkowych, barwnych osobowości.
Romanse ukochanego dziadka, nieobecność ojca, która stanowi czarną dziurę w życiu dorastającej Bodil, ciepło babcinej kuchni, specyficzna więź z siostrą, nieudana próba samobójcza, terapia u kiepskiego psychiatry, zachłyśnięcie się pierwszą miłością i samodzielnością… wszystko to miesza się w tej niezwykłej autobiografii, wspaniale oddającej surowy skandynawski klimat oraz mentalność ukształtowanych przez niego ludzi.
Ta książka to dla mnie opowieść o pogodzeniu się z naszym życiem, przyjęciu siebie takimi, jakimi jesteśmy, przyjęcie tego, co było, by móc patrzeć na to ze spokojem – dlaczego mamy czekać z tym na schyłek naszego życia, skoro możemy to zrobić już dziś? Ta historia bardzo nam w tym pomoże.
Jak pisze sama autorka „Wybrałam to, co pamiętam, a resztę dośpiewałam”. I jej śpiew bardzo mocno we mnie zapadł.
„Mój tato chciał mi podarować kwiaty i trawy, rogoże i drzewa, a ja odwróciłam się do niego plecami. Kara i wina.
A później sama zostałam rodzicem w czasie, który nie miał czasu, bo kto wtedy miał czas?
Jakkolwiek będziemy działać i tak popadniemy w obłęd: nie ma sposobu na rodzicielstwo i dlatego Cesarz Portugalii jest równie szalony jak mój tato, że nie wspomnę o sobie samej.
Niedawno usłyszałam o badaniu, które wykazało, że sztokholmczycy przytulają swoje dzieci częściej niż mieszkańcy wsi.
Nadeszła chyba pora, by uświadomić sobie, że istnieją inne sposoby okazywania miłości rodzicielskiej niż sztokholmskie przytulanie – uśmiech, barwa głosu, muśnięcie policzka.
Są takie sposoby okazywania miłości, o których mieszkańcom miast się nie śniło.
Tyle jest sposobów okazania bezgranicznej miłości, ilu istnieje niedoskonałych rodziców, i nie istnieje jedyny słuszny – ani w mieście, ani na wsi…”**
Tyle na dziś. Idę poszukać swojego życia.
Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie, w tę zimową, smętną porę, gdzie wichry wciąż wieją, nie przejmując się nami. Coś, co Wam pomoże, pocieszy, ukoi, rozbawi, rozświetli mrok – i przyniesie nadzieję.
xxx
Adriana
*Małgorzata Musierowicz, Szósta klepka. Łódź: Akapit Press 1996.
**Bodil Malmsten, Moje pierwsze życie. Ukochany przez bogów nie umiera. Kraków: Wydawnictwo Literackie 2009.