„Please don’t go!” Zatrzymać jesień – puree z dyni

Nie jestem super gosposią, chociaż, jak pewnie każdej z nas,  zdarzało mi się podejmować takie próby. Było to jednak w poprzednim życiu, dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie byłam matką małego padawana i nie mieszkałam na dzikiej wsi z bandą kotów o silnych osobowościach, gdzie sarny zaglądaja mi w okna i zżerają moje jabłka
Miałam jednak takie epizody psychotyczne, a dotyczyły one głownie pomidorów – robiłam pulpę i pasteryzowałam ją i całkiem mi to szło – do czasu, aż pewnego ranka obudził mnie wspaniały, apetyczny zapach jakby pizzy, jakby jakiegoś cudownego sosu. Bardzo przyjemna pobudka. Konfrontacja z rzeczywistością już mniej przyjemna – zapomniałam wyłączyć gaz pod garnkiem w którym pasteryzowałam pomidory…
Na jakiś czas zaniechałam takich działań, ale czasami zdarza mi się mały napad, inspirowany przez moje siostry, i wtedy działam. Teraz nadszedł czas na puree z dyni.

Po co komu puree z dyni? A po to, żeby zimową porą wyciągnąć sobie słoiczek i zrobić zupę, placki, muffiny, ciasto czy co tam nam przyjdzie do głowy. Wygodniejsze niż tarmoszenie się z dynią od podstaw za każdym razem, jest też zawsze pod ręką, no i udaje nam się złapać dynię w jej najlepszym momencie, bo z przechowywaniem w całości rożnie bywa.
Anita ma już pewnie z pięćdziesiąt słoików puree z dyni, ale wcale mnie to nie dziwi. Jej „gosposiowa ” historia jest bardzo różna od mojej… Wyobraźcie sobie coś takiego: kulminacyjny moment jej doktoratu, wykańczanie nowego domu wraz z przeprowadzką i w tym czasie ona robi 150 litrów pomidorów do słoików. Ona już tego nie pamięta, ja – tak.
Nie wpadam jednak w kompleksy, bo ja mam za to lepsze poczucie humoru.

Zrobicie puree z dyni, czy bedziecie całą zimę żałować i zastanawiać dlaczego jednak nie zrobiłyście? A może dynia Wam w ogóle nie w głowie?

xxx
Adriana

PS Dobrze mieć w domu pomarańczowego kota – dynia się wtedy szybciej piecze i lepiej pasteryzuje.
A może po prostu widok śpiącego kota działa kojąco na osobę udręczoną szamotaniem z dynią…

Rudy kot

kulinarna strona mocy

Adriana i Anita

Stylistka i fotograf żywności - z miłości do jedzenia - to jedna. Dietetyk z pasji, twórca przepisów - z miłości do gotowania (i jedzenia) - to druga. Znamy się i działamy razem od zawsze, bo jesteśmy siostrami. Thanks Mum:)